Lubię peelingi do ciała - niektóre więcej, niektóre mniej. W każdym razie gdy jeden mi się skończy staram się za jakiś czas skorzystać z następnego. Od jakiegoś czasu używam peelingu do ciała Dairy Fun.
Peeling jest zamknięty w porcelanowym słoiczku o pojemności 300 gram. Aplikacja odbywa się dzięki otwarciu pokrywy i bezpośredniemu nałożeniu peelingu na ciało za pomocą dłoni lub rękawicy kessa.
Jest to drobnoziarnisty solny peeling o zapachu mleka z miodem. Moim zdaniem przewija się tam również nutka wanilii. Jest w kolorze jasno żółtym. Konsystencja peelingu jest nieco bardziej zbita i bardziej sucha niż peelingi jakie do tej pory stosowałam.
Kupno tego peelingu zdecydowało jednak w dużej mierze opakowanie z fikuśną krową na obrazku. Sam słoiczek mocno przykuł moją uwagę. Odkąd używam peeling, to zbytnio mnie nie przyciągnął do siebie. Owszem zdziera, ale trzeba się jednak napracować, aby ciało było porządnie dopieszczone przez niego. Ale ze względu na typ mojej skóry - wrażliwa, nie mogę sobie pozwolić na dłuższe pocieranie go rękawicą kessa, by z jasnej przyczyny nie podrażnić ciała. Zapach ma bardzo przyjemny, podczas kąpieli unosi się w łazience. Po umyciu zostawia cienką tłusta warstewkę, która ma na celu nawilżenie mojego ciała i w tym zadaniu sprawdza się dosyć dobrze, choć nie na długo. Muszę gdzieś po godzinie czasu natłuścić ciało balsamem lub oliwką. Jest wydajny. Używam go od powiedzmy dwóch tygodni i mam go jeszcze z dobre pół słoiczka. Kupiłam go jakiś czas temu w Drogerie Natura w przecenie za niecałe 10 zł. Także jednym zdaniem to określę... "nie wszystko złoto, co się świeci". Ale sam fakt, po ukończeniu peelingu słoiczek na dłużej zostanie w moim posiadaniu.
oraz na >> rozdanie << na moim FanPage
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz